Dziś wpis na temat moich skromnych doświadczeń z dronem.
Niektórzy gotowi pomyśleć, że już zupełnie upadłem na głowę z tymi swoimi różnymi „zabawkami”. Więc od razu na samym wstępie wyjaśnię, że dron oczywiście w kancelarii niezbędny nie jest.
Ale się przydaje…
Ponieważ zajmujemy się relatywnie dużą liczbę tematów związanych z szeroko pojętą „budowlanką”, inwestycjami i nieruchomościami (PrawnikBudowlany.pl), często patrzymy na różne budowy i działki z lotu ptaka. Poza tym jako wzrokowiec po prostu tak mam, że jak się czymś zajmuję (a zwłaszcza jakąś budową), bardzo lubię to sobie dobrze zwizualizować. Często zresztą to się później naprawdę przydaje i to nie tylko mi.
Google Maps, Google Earth i Geoportal

Dzisiaj czasy mamy takie, że praktycznie wszędzie możemy zajrzeć z góry – czy to dzięki zdjęciom satelitarnym z Google Maps, czy za pomocą naszego krajowego Geoportalu i Ortofomapy, która jest o tyle lepsza, że na podkładzie zdjęcia satelitarnego widać granice i numery geodezyjne działek (jeśli akurat potrzebujemy te dane).

Co więcej, dzięki Google Earth, można łatwo wyświetlić zdjęcia historyczne danego miejsca. Oczywiście poszczególne miejsca są fotografowane w różnych odstępach czasu, ale czasami można znaleźć ciekawe i przydatne zdjęcia sprzed kilku czy kilkunastu lat (zwłaszcza – tak jak my – gdy uczestniczymy dziś, na półmetku 2019 r. w kilkunastu znaczących procesach dotyczących inwestycji realizowanych 3, 6 czy 9 lat temu).

A propos monitorowania przebiegu różnych inwestycji – czasami kopalnią wiedzy (i dokumentacji zdjęciowej) potrafi być forum skyscrapercity.com.
DRONE = Datsun Roadster Owners of New England
Apetyt rośnie w miarę jedzenia, więc jak się człowiek później przyzwyczai do różnych takich udogodnień (np. że prawie wszędzie można zajrzeć z góry), to naturalnym kolejnym krokiem jest mały własny satelita szpiegowski, czyli dron. W moim przypadku bardziej latający aparat fotograficzny, bo filmów to na potrzeby zawodowe praktycznie nie kręcę.
Dron pierwszy: DJI Phantom 4

Pierwszy dron pojawił się w kancelarii 3 lata temu. Był to DJI Phantom 4.
Z ogólnego rozeznania absolutnego amatora, którym wtedy byłem… i w sumie cały czas jestem (przegląd paru recenzji i paru filmów na YouTube) wynikało, że to jest coś, czego nam trzeba. I oczywiście dron spełniał swoje zadanie, a entuzjazm człowieka, który dostał do ręki pierwszy raz w życiu taką maszynę nie pozwalał dostrzec jego paru istotnych wad. Tak ściśle technicznie, to nie ma się do czego przyczepić – robi zdjęcia, kręci filmy, ma duży zasięg, ale patrząc z dzisiejszej perspektywy, to jak na moje potrzeby okazał się zbyt profesjonalny. I niezbyt poręczny. Skrzynka (to w sumie plecak) z dronem jest prawie tak duża, jak skrzynka piwa, a przygotowanie do lotu może nie jest jakoś specjalnie mozolne, ale wymaga chwilę zabawy – w tym zamontowania śmigieł. W porównaniu to małej torebki, w której siedzi Mavic, to jak David i Goliat.

Phantom to na pewno świetny dron, ale jak ktoś potrzebuje przede wszystkim latającego aparatu fotograficznego i to takiego niekoniecznie informującego wyglądem i hałasem całą okolicę, że „oto przyszedł człowiek z dronem„, to Phantom nie jest optymalnym wyborem.
Decyzję o zmianie na coś bardziej poręcznego i lżejszego przyśpieszył ustawodawca, który – w zupełnym skrócie rzecz ujmując – znacznie „lżej” zakwalifikował drony o masie poniżej 600 g (dla dociekliwych – tutaj Dz.U.)
Dron drugi: DJI Mavic Air

Wybór padł na DJI Mavic Air, który waży 460 g, trzy razy mniej niż Phantom.
Jest znacznie mniejszy, ma krótszy czas lotu, mniejszy zasięg, ale jest super poręczny i można go przygotować do lotu w czasie trzy razy krótszym. Też ma sporo bardziej i mniej przydatnych programów automatycznych oraz „asystentów kierowcy” (np. radar pomagający uniknąć kolizji) i dziś wydaje mi się to optymalnym wyborem. Nawet trochę żałuję, że na początku nie zacząłem od drona najmniejszego i najprostszego ze stajni DJI (nawet od czegoś klasy DJI Spark, który waży 300 g i w kieszeni mieści się jeszcze łatwiej).

Zobaczymy za kolejne trzy-cztery lata, czy zmieniamy na coś jeszcze mniejszego, czy napiszę, że to był dobry wybór i zostajemy w tej klasie cenowo-wagowej.
Mecenas Dron
