Pulpit jest tego typu specyficznym miejscem, że nie da się o niego nie zahaczyć co najmniej kilka (kilkadziesiąt?) razy w ciągu dnia, ale to co na nim mamy, to najczęściej jest albo dzieło przypadku, albo wynik jakiś odgórnych wytycznych, albo własnej fantazji czy pomysłowości, niż świadoma i przemyślana organizacja.
Z punktu widzenia tego, co użytkownicy mają na pulpicie, moje prywatne obserwacje innych prawników (żeby nie powiedzieć „podglądanie”) pozwalają wyróżnić cztery główne grupy.
Grupa pierwsza: przyjemy widoczek
Grupa do której zaliczałem się kiedyś.

Na pulpit wrzucone jakieś przyjemne zdjęcie – najlepiej własne, które podczas wielogodzinnych sesji przez komputerem pozwala łatwiej chwilę pomyśleć o czymś miłym, a czasami jest okazją do sympatycznego small-talku, jak np. coś się prezentuje z komputera i widowni mignie nasz pulpit (np. „O, mecenas też jeździ na kolarzówce?„).
Sam tak już dawno takiej tapety nie mam, ale jestem w stanie zrozumieć tych, którzy jakiś krajobraz czy nawet rodzinne foto wrzucają jako tapeta pulpitu. Może ktoś tam czasami powiedzieć, że to nie jest do końca profesjonalne, ale w sumie nie widzę w tym nic złego, wszyscy jesteśmy ludźmi.
Osobiście odszedłem od „przyjemnego widoczku”, ale bardziej ze względów pragmatycznych. Im więcej rzeczy na pulpicie mamy i traktujemy go bardziej użytkowo, fajne zdjęcie zaczyna nieco przeszkadzać, zwłaszcza jak obrazek obfituje w różne szczegóły. Chyba, że ktoś nic na pulpicie nie trzyma, to nie ma żadnej różnicy, czy obrazek jest w miarę jednolity (jakieś niebo z chmurkami czy ocean) czy mocno kontrastowy i pełen szczegółów (np. nocna panorama Nowego Jorku).
Coś mi tam jednak zostało z zamiłowania do miłych widoczków i jeden taki tylko na ekranie logowania sobie zostawiłem.

Grupa druga: bajzel
Wszystkie ręce na pokład, wszystkie pliki na pulpit!

Tutaj od razu przypomina się mój kolega mecenas – znakomity prawnik zresztą – którego serdecznie pozdrawiam, jeśli się rozpozna w tym wpisie ;-). Ów kolega, dawno temu, dość swobodnie podchodził do prządku w plikach. A mówiąc wprost – miał na pulpicie niezły bajzel. Po prostu wszystko na niego wrzucał. Aż przyszedł taki dzień, że miejsce na pulpicie się kończyło… Co robił? Zakładał jeden folder „pulpit z dnia …” i tam wszystko ładował. A później drugi, trzeci, czwarty i kolejne foldery. Aż przychodził taki dzień, że cały pulpit był zastawiony folderami „pulpit z dnia…„. Co robił? Nietrudno się domyśleć. Oczywiście wszytko ładował do kolejnego folderu: „pulpity z dnia … „. Ale w końcu się nawrócił.
Jakkolwiek rozumiem jakąś logikę trzymania na pulpicie plików i folderów (żeby bieżące rzeczy „były pod ręką”), ale na dłuższą metę to się nie sprawdza. Powiem więcej: utrzymywanie bałaganu na pulpicie zwyczajnie źle świadczy o prawniku – takiego to bym unikał.
Grupa trzecia: asceza
Pusty pulpit, jednolity, niezbyt jaskrawy kolor tła. Do tej grupy też należałem.

Czasami to świadomy wybór, a czasami efekt takiego podejścia administratora, że prawnik jako ten końcowy „single user” ma tak zblokowany komputer, że nie tylko nic sam nie zainstaluje, ale nawet na pulpicie nic nie zapisze.
Niekiedy tak mam, że popadam w różne skrajności. Był taki okres w moim komputerowym życiu, że z grupy „przyjemny widoczek” wyemigrowałem do grupy „totalna asceza„. Ale to też nie było do końca „to” – w końcu wygodnie jest mieć pod ręką pewne bieżące rzeczy (albo przynajmniej skróty od nich).
Grupa czwarta: żadne z powyższych

Do czwartego worka wrzucam całą resztę – zarówno tych, którzy bawią się w tapety 3D i ikonę „Mój komputer” elegancko ustawiają na biureczku, a programy na półeczkach, albo układają ikonki w różne fantazyjne wzorki (jak się komuś nudzi w biurze, to polecam ułożyć ikonki w nieśmiertelny paragraf 😉

Pulpit z prostą tablicą kanbanową

Choć filozofia kanban narodziła się z myślą o procesach produkcyjnych, to jak się dziś dobrze rozejrzeć, tablice kanbanowe znajdziemy w różnych, czasami nieoczywistych miejscach. Np. w McDonalds jakiś czas temu pojawiły się monitory ze statusem realizacji zamówienia – to też jest tablica kanbanowa.

Zbierając materiały do wpisu „How Lawyers Work – edycja polska” w oczy rzuciła mi się tablica kanbanowa zrobiona na ścianie za pomocą taśmy i karteczek samoprzylepnych. Swoją drogą – bomba! Uwielbiam rzeczy, które dają ogromny efekt przy minimalnym koszcie. Wcale nie trzeba wielkiego high tech, żeby sobie dobrze zwizualizować procesy… czy kolejkę zleceń od klientów.

To ten obrazek natchnął mnie, żeby zrobić najpierw sobie własną tablicę kanbanową – na początek na własnym pulpicie.
W sumie jak poszperać w sieci, to okazuje się, że pomysł na tapetę z tablicą kanbanową nie jest specjalnie innowacyjny, zresztą propozycje takiej organizacji pulpitu łatwo można znaleźć w sieci (np. tutaj lub tutaj). Ponieważ jednak gotowe propozycje były trochę za ładne (i trudne w modyfikacji), postanowiłem sobie samemu zrobić te parę kresek, żeby zobaczyć jak to się sprawdzi i najwyżej poprzesuwać sobie kolumny.
Niezależnie od równoległych eksperymentów z przeróżnymi „task managerami” ustawiłem sobie jako tapetę możliwie najprostszą, samodzielnie zrobioną tablicę kanbanową i dopiero wtedy poczułem, że wreszcie mam użyteczny i nierozpraszający pulpit.

Na pulpicie trzymam tylko skróty do plików lub folderów – ale tylko do tych spraw, nad którymi aktualnie pracuję („doing” / „w trakcie”), lub które czekają w kolejce („to do” / „do zrobienia”), względnie które z jakiś względów są wstrzymane, ale zaraz wrócą (np. umowa z uwagami – jak odbita piłka – polecała na drugą stronę siatki, ale niedługo wróci). Początkowo miałem kolumny równej szerokości, ale stwierdziłem, że tak naprawdę istotne są sprawy bieżące i rzeczy czekające w kolejce. Kolumna „wstrzymane” może być mała, przynajmniej u mnie, a kolumna „done” / „gotowe” okazuje się przeze mnie prawie nieużywana. Czasami coś tam jednak odkładam jako „gotowe”, więc na razie niech sobie będzie.

Oprócz skrótów korzystam też czasami z (elektrocznicznych) karteczek samoprzylepnych. Windows ma swoje Microsoft Sticky Notes, natomiast ja przesiadłem się jakiś czas temu na Simple Sticky Notes – które mają jeszcze więcej ciekawych opcji.
I to cała magia. Proste, darmowe, skuteczne.
Można się częstować
Jeśli ktoś chciałby skorzystać z takiej tapety jak moja – proszę bardzo, tutaj jest plik *.JPG dla rozdzielczości ekranu WXHD czyli 2560×1440 pixeli.

Jak już miałem – nomen omen – „na tapecie” plik źródłowy w Photoshopie, to zrobiłem jeszcze parę wersji dla kilku popularnych rozdzielczości ekranu w formacie 16:9. Do pobrania są pliki w następujących wymiarach (łącza prowadzą do folderu na One Drive):
A jeśli ktoś ma inną rozdzielczość i chciałby skorzystać z takiej prostej tablicy, a sam nie da rady sobie wyprodukować „na wzór”, to można pisać, dorzucę jeszcze parę JPG-ów z innymi rozmiarami (instrukcji jak zmienić tapetę pulpitu chyba nie muszę pisać? 😉
*
Post scriptum – Trello
A propos Kanbana: znacie może mecenasi Trello?
Fascynacja kanbanem jakiś czas temu popchnęła mnie do bliższej znajomości z tym narzędziem. Świetnie się nadaje do zrobienia tablicy kanbanowej dzielonej czy to z własnym zespołem, czy z klientem. To znowu nie jest mój pomysł – jeden klient nas wciągnął do paru projektów na swojej tablicy, pokazał jak działa… i się przyjęło.
Jest dostępnych mnóstwo przykładów, którymi można się zainspirować (https://trello.com/inspiringboards), żeby zrobić własną tablicę – na początku nawet najprostszą tablicę kanbanową lub dowolną inną (ale w sumie opartą na podobnych założeniach).

*
Jak zawsze, zachęcam do samodzielnego próbowania. W końcu to co mi leży, niekoniecznie będzie odpowiadać komuś innemu. A może znacie inne fajne sposoby i metody wykorzystania kanbana w naszej pracy? Zachęcam do dzielenia się spostrzeżeniami.