Ile razy odkryliście literówkę lub jakąś inną mniej lub bardziej zabawną pomyłkę na pierwszej stronie ważnego pisma? Niektóre omyłki są wręcz sympatyczne, np. taki „radca prawy„… – może to wcale nie literówka?
Niedawny wątek na Twiterze przypomniał mi o tej niby wesołej, ale jednak wstydliwej tematyce literówek i innych omyłek, których pewnie można by łatwo uniknąć, gdyby tekst przed wysłaniem poddać porządnej korekcie.



Done is better than perfect
Żarty żartami, ale jednak jest to dosyć słabe, jeśli klient odsyła nam projekt ważnej opinii i zwraca uwagę na literówki (chociaż daj Boże, żeby tylko uwagi co do literek były…). Takie niby drobiazgi, ale mocno i zupełnie niepotrzebnie psują efekt końcowy.
Literówki są o tyle wredne, że w skrajnym przypadku – jeśli ich jest dużo – potrafią skutecznie zbudować wrażenie niechlujstwa, pracy w pośpiechu, byle jak. Z drugiej strony nikt z nas sobie nie może pozwolić, aby nie wysłać apelacji w terminie, bo potrzebna jest jeszcze korekta.
Wytłumaczenie zawsze się znajdzie: zabieganie, termin, nieuważny współpracownik, który czytał pismo… więc tym bardziej cenne są wszystkie metody, które pozwolą szybko i sprawnie wyłapać literówki.
Niestety z moich obserwacji wynika, że w przypadku porządnej korekty sprawdza się stara zasada:
Albo ma być szybko, albo ma być dobrze
nie ma natomiast żadnej opcji, żeby to połączyć.
Zasada dwóch par oczu i podstawowe techniki korektorskie
Korekta pism i publikacji od zarania dziejów opiera się na popularnej w Compliance (i nie tylko) regule „dwóch par oczu„.
Ludzki mózg jest tak skonstruowany, że jeśli autor wpatruje się w pismo któryś dzień z rzędu i koncentruje na istotnych, merytorycznych kwestiach, to potrafią mu umknąć drobiazgi i literówki, które ktoś „świeży” wyłapie natychmiast. Oczywiście jest tutaj pewne niebezpieczeństwo, że i tak nie wszystko zostanie wyłapane – zwłaszcza jeśli prosimy zabieganego kolegę, któremu też się śpieszy do swoich spraw.
W Typography for Lawyers jedna z głównych konkluzji jest taka, że do przygotowywania i składu pism należy podchodzić jak do każdej profesjonalnej publikacji, a więc także z uwzględnieniem profesjonalnej korekty.
Na pewno warto chwilę poszperać i poczytać trochę (albo zmusić do tego współpracownika, którego prosimy o korektę), jakie są podstawowe techniki korektorskie. Mówi wam coś „zabawa w chowanego” lub „dziobanie„? No bo „czytanie od końca” jest już na tyle czytelną nazwą, że od razu można się domyśleć o co chodzi. Polecam zajrzeć choćby tutaj https://bookowska.pl/3-sposoby-na-darmowa-korekte/.
Kluczowa jest metoda i po prostu wyłapanie błędów (wszystko i tak sprowadza się do czasu na spokojne przeczytanie tekstu), natomiast jak ktoś chce, to oczywiście może iść krok dalej i zainteresować się profesjonalnymi znakami korektorskimi – dla nas najbardziej będzie interesująca część dotycząca interpunkcji i błędów stylistycznych:

Jak zaprząc Worda do korekty
Cała tradycyjna korekta sprowadza się do przeczytania tekstu przez drugą osobę, natomiast co w sytuacji, jeśli tej drugiej osoby po prostu nie mamy (bo jest za późno, bo jest zajęta itd.), a tekst trzeba puścić.
Nie mam tu jakiejś specjalnie genialnej recepty, natomiast ostatnio – trochę przez przypadek (niechcący odpaliłem kombinację Alt+Ctrl+Space) – odkryłem, że Word ma funkcję czytania na głos!

W pierwszej chwili trochę się zdziwiłem, jak mi nagle z głośnika komputerowy głos zaczął czytać tekst, który właśnie pisałem, ale jak mi komputer przeczytał na głos słowo „pełnomonictwa„, to doznałem małego olśnienia. Jeśli tekst musi być 100% dobrze – i mamy czas – to można w ten sposób uważam wyłapać absolutnie wszystkie literówki i proste błędy, a nawet błędy ortograficzne. Od razu sobie przypomniałem, ile to razy siedząc na akcie notarialnym podczas głośnego odczytywania notariusz wychwycił jeszcze parę literówek. Nawet jak niektórych błędów potrafimy sami nie widzieć, to je usłyszymy, jeśli tekst odczyta nam automat (komputer zawsze przeczyta, to co ma napisane, a nie, to co chcemy widzieć).

Głos wprawdzie jest dość syntetyczny, bez intonacji i momentami brzmi zabawnie zwłaszcza przy spolszczeniach obcojęzycznych zwrotów, ale naprawdę spełnia to swoje zadanie. Co jest fajne – jak nam za wolno, to można nieco podkręcić tempo (ale też nie ma co przesadzać), a do dyspozycji jest głos żeński – „Microsoft Paulina” i męski – „Microsoft Adam”.
*
Powyższy tekst – chyba pierwszy raz na tym blogu – nie powinien mieć żadnej literówki (oprócz tych celowych w tytule i cytowanych), sprawdziłem go właśnie tą metodą „na Worda” no i znalazłem jeszcze parę rzeczy, których wcześniej nie widziałem – a wydawało mi się, że przeczytałem. Oczywiście jestem tylko człowiekiem – nie dam sobie nic obciąć, jeśli jakiś uważny czytelnik jednak jakąś literówkę wyłapie 😉
Jeśli znacie inne, techniczne metody na korektę – zapraszam do podzielenia się swoimi spostrzeżeniami.
Czuję, że to trochę utopia, ale mimo wszystko życzę każdemu zabieganemu i zapracowanemu prawnikowi, żeby zawsze miał dość czasu na porządną korektę – czy to metodą klasyczną, czy wspomaganą komputerowo.