Każdy student prawa już na studiach dowiaduje się od znakomitych profesorów o jednej z podstawowych zasad w codziennej pracy prawnika:
„Prawnik powinien mieć głowę w przepisach, a nie przepisy w głowie”.
Jak cenna i mądra jest to zasada odkrywam co chwila na nowo, choć jak sobie przypomnę studia czy aplikację, to wcześniej uważałem, że ktoś zapomniał tam dopisać „nie dotyczy egzaminów”.
Ale patrząc na sprawę od strony czysto technicznej, żeby tą głowę móc co chwila w przepisy wtykać, należałoby mieć je zawsze pod ręką.
Jakie mamy możliwości? Zasadniczo dwie: analogową i cyfrową.
Papier
Używanie papieru wydawać by się mogło nieracjonalne – zwłaszcza do przepisów, które mają to do siebie, że się co rusz zmieniają. Trzymanie głowy w papierowych przepisach ciągle jednak ma się dobrze.
Wydawnictwa profesjonalne
Duże, ciężkie i niezbyt praktyczne.
Ale co by nie mówić, zbiory ustaw mają w sobie to coś. Nie wiem czy to kolorowa, twarda oprawa, czy słuszna waga jednego tomu, czy jeszcze coś innego. Lubię je kartkować. Sam mam na biurku zestaw jak na zdjęciu poniżej. Oczywiście obok stoi komputer – w którym też można to samo sprawdzić. Ale jednak do zerkania nie ma to jak papier.
Gdyby prawnicy nie kupowali kolejnych wydań, nikt by ich nie produkował. A tu proszę – niezawodna Edycja Sądowa wydawnictwa C.H. Beck, zbiór cywilny: 32. wydanie; zbiór handlowy: 25. wydanie, zbiór administracyjny: 23. wydanie. Tradycjonaliści mogą spać spokojnie.
3,968 kg to waga takiego przyjemnego zestawu, wypada ~1 kg na egzemplarz. Dokładnie tyle samo waży mój laptop. Na pewno nie jest to opcja mobilna.
No i cena takiego zestawu: 274 zł brutto, niemało.
Nowy komplet co roku, to ponad 1.000 zł w cztery lata. Chyba zafunduję sobie nowy na 2019 r. Ale kupię na pewno. W końcu żadna inna postać przepisów dla postronnego obserwatora nie wygląda tak profesjonalnie 😉
Podsumowując: papierowe wydawnictwa głównie do użytku stacjonarnego. Zważywszy na tempo dezaktualizacji przepisów i koszty, zerkanie w przepisy tą metodą jest trochę jak samochód z benzynowym silnikiem V8 – gromy od ekologów gwarantowane.
Własne wydruki
Alternatywą dla grubych i kosztownych wydawnictw są własne wydruki pojedynczych ustaw. Druk oczywiście też kosztuje i nie wygląda tak spektakularnie, jak ładnie oprawiony zbiór z wydawnictwa, ale zdecydowanie łatwiej jest skroić zestaw pod siebie.
Kiedyś preferowałem teksty ustaw z Legalisa, ponieważ zdecydowana większość ustaw miała tytuły przepisów no i był możliwy eksport od razu do PDF-a.
Lex długi czas zostawał w tyle (zwłaszcza w zamierzchłych czasach, kiedy występował tylko jako wersja desktopowa), ale wraz z przejściem na wersję przeglądarkową Lex nie ustępuje już Legalisowi, jeśli chodzi o tytuły przepisów, a dodatkowo oferuje większą kontrolę na eksportem do PDF-a. To ważne, jeśli oprócz wydruków interesują nas pliki (o tym za chwilę).
O druku pisałem nieco w artykule Papierowe akta sprawy, ale akurat jeśli chodzi o druk przepisów jako własnego zestawu podręcznego do szybkiego wglądu, to najlepiej w tym celu sprawdza się moim zdaniem opcja druku Broszury.
Każda drukarka ma swoje okno dialogowe drukowania, więc pokazywanie ustawień akurat moich drukarek nie ma większego sensu, ale jeśli drukujemy z pliku PDF, to powinny zadziałać ustawienia z uniwersalnego okna drukowania.
Dostajemy wtedy elegancką książeczkę formatu A5. Do pełni szczęścia przyda się jeszcze zszywacz długoramienny (link do Google) i już można odstawiać w biurze małą poligrafię.
Przepisy w wersji elektronicznej
Pomijając komputer stacjonarny lub laptop i dostęp do Lexa, Legalisa czy choćby do strony Sejmu, pod ręką prawie wszyscy mamy smartfona, czasami – tablet.
Ustawy przez smartfona
W sklepie Play (korzystam ze smartfona na Androidzie) do wyboru jest kilka aplikacji.
Testowałem Akty Prawne z wydawnictwa Infor i aplikację LexLege, nie są złe, ale zostałem przy Polskich Ustawach (Kodeksy), ale tylko z tego powodu, że działają najszybciej.
Każda aplikacja oferuje w wersji darmowej dostęp do okrojonego zestawu ustaw, przy czym dwie pierwsze łączą się z siecią, żeby pobrać najbardziej aktualną wersję (co w sumie jest zaletą, ale mocno spowalnia działanie), a Polskie Ustawy działają lokalnie, choć tutaj z kolei z aktualizacją przepisów potrafi być różnie.
Do szybkiego sprawdzenia czegoś drobnego w popularnej ustawie każda aplikacja jest wystarczająca (przy czym w LexLege w opcji bezpłatnej jest tylko Konstytucja i Kodeks Cywilny).
Wada: jednak niezbyt wygodne korzystanie. Aby przewinąć spory kawałek przepisów trzeba dużo (lub bardzo dużo) namachać się paluchem po ekranie. Wyszukiwanie po słowach pomaga, ale tylko pod warunkiem, że wiemy jakiego numeru przepisu szukamy. Dla odmiany w Polskich Ustawach nie przeszukamy po słowach całej ustawy, a jedynie ten dział, który jest aktualnie wyświetlony.
Opcją na smartofna są wygenerowane samodzielnie pliki PDF z Lexa czy Legalisa, ale ze względu na niewielki rozmiar ekranu, korzystanie z nich nie jest specjalnie wygodne.
Tablet
Po rozmaitych próbach z różnymi tabletami (zarówno iPadem jak i dużymi tabeletami od Samsunga) doszedłem do wniosku, że optymalną dla mnie opcją podręcznego, przenośnego zbioru przepisów w wersji elektronicznej jest niezbyt duży tablet (musi się mieścić w jednej dłoni) z wygenerowanymi samodzielnie plikami PDF z Lexa lub Legalisa.
Okresowa aktualizacja ustaw wymaga chwilę czasu, ale to w zasadzie cały koszt przygotowania sobie podręcznego zbioru.
Żeby dostęp do ustawy był możliwie jak najszybszy, pliki zapisałem lokalnie na urządzeniu (nie trzeba dostępu do sieci), a skróty umieściłem na jednym ekranie, który przeznaczyłem tylko na przepisy.
Rozmiar ekranu rzędu 7-8” pozwala po obróceniu na widok dwóch stron obok siebie.
Nawigacja po pliku PDF na tablecie jest wyjątkowo prosta: można błyskawicznie przewijać cały dokument. Poza tym świetnie działa wyszukiwanie po słowach w całym dokumencie: pokazuje od razu wszystkie wyniki w dokumencie, nie ma tego żadna aplikacja na smartfona.
No i waga: 264 gramy.
Inne metody?
Jeśli ktoś z szanownych czytelników preferuje inne metody, pozwalające jeszcze inaczej czy wygodniej rzucić okiem na przepisy zwłaszcza w warunkach polowych, zachęcam do podzielenia się swoimi doświadczeniami w komentarzach pod artykułem.
***
Na zakończenie zdjęcie zrobione przeze mnie jakiś czas temu w salce konferencyjnej pewnej szacownej instytucji samorządowej: imponująca kolekcja Dzienników Ustaw, których stan nie wskazuje, aby kiedykolwiek ktokolwiek z nich korzystał…